Ogród Saski w XIX wieku - Wiek Wytwornego Towarzystwa
--> Ogród Saski w XVIII w. --> spis obiektów --> plany Ogrodu
Po śmierci Augusta III w 1763 roku, jako własność elektorów saskich, Ogród pozostawał pod zarządem drezdeńskiego intendenta. Ponieważ nie pełnił już swej dawnej roli - rezydencji królewskiej, nie przeznaczano na jego utrzymanie odpowiednich środków, co odbiło się na jego wyglądzie. W 1797 roku pałac i Ogród zostały zakupione przez rząd pruski, ale jego stan nie polepszył się. Za czasów Księstwa Warszawskiego (1806-1815) Ogród był terenem ćwiczeń wojskowych, co doszczętnie zniszczyło jego poprzednią, wykwitną formę.
W roku 1816 rozpoczęto przebudowę Ogrodu w stylu angielskim. Jej głównym autorem był ogrodnik James Savage. W miejsce symetrycznych, sztucznych układów zaplanowano park romantyczno-krajobrazowy z pagórkami, krętymi ścieżkami i widokami na kościół ewangelicko - augusburski oraz wieżyczkę kościoła franciszkanów.
Od roku 1849, kiedy to Ogród przeszedł na własność miasta, przestrzeń ta zaczęła tętnić nowym życiem. Zadbany i urządzony w nowy sposób, wzbogacany co jakiś czas nowymi atrakcjami teren Ogrodu zyskał sobie miano Letniego Salonu Warszawy albo Sali Obywatelskiej.
Pałac Saski został przebudowany przez Adama Idźkowskiego w latach 1838-1842. Zmieniono wtedy jego formę stylową z baroku na neoklasycyzm, a w skrajnych partiach od strony Ogrodu neogotyk. Najpoważniejszą i najbardziej efektowną zmianą dokonaną przez Idźkowskiego było zastąpienie korpusu głównego pałacu przez wielką kolumnadę łączącą skrzydła. Słynna kolumnada, uwieczniona na licznych zdjęciach i rycinach pełniła rolę wielkiej bramy, poprzez którą miasto otwierało się na Ogród - krainę wypoczynku i zabawy.Ogród tętnił życiem od świtania do wieczora, co kilka godzin wymieniał się skład przychodzącego tam towarzystwa w różnym celu, w różnym wieku ze swoimi specyficznymi i posuniętymi aż do granic dziwactwa zwyczajami.
Dzień w Ogrodzie
O świcie w Ogrodzie pojawiali się jeżdżący na welocypedach, którzy mogli bez przeszkód ćwiczyć tę graniczącą z akrobacjami przyjemność dopóki aleje były względnie puste. Niedługo jednak, gdyż wraz z nimi pojawiali się hydropaci, to jest osoby zażywające kuracji wodnej połączonej ze spacerami. Wierzyli oni, że codzienny spacer pomiędzy rozrzuconymi po Warszawie zdrojami i picie z nich wody zagwarantuje im zdrowie. Głodne postacie sunących szybkim krokiem hydropatów i hydropatek, jak nazywano kuracjuszy, stały się tematem wielu dowcipów. Więc hydropatę poznasz od razu po szybkim chodzie, zaczerwienionym nosie, minie zafrasowanej, a jednak zadowolonej z siebie i monologach, jakie wiele z nich odprawuje idąc.(W. Szymanowski, Szkice i obrazki) Hydropaci korzystali ze studzien położonych w pobliżu fontanny.
Między 7.00 a 9.00 rano przybywali kuracjusze wód mineralnych, różniący się od hydropatów elegancją i rodzajem pitej wody – nie ze studzien, ale z kranów Instytutu Wód Mineralnych. Budowla ta, wzorowana na Termach Dioklecjana w Rzymie, oraz przylegający do niej ogródek były jednymi z najciekawszych miejsc Ogrodu Saskiego. Sprzedawano tu sztuczne wody mineralne, mające ponoć posiadać właściwości zdrowotne, zbliżone do prawdziwych wód mineralnych w odległych uzdrowiskach. Dla umilenia czasu grała orkiestra, tryskała efektowna fontanna z Hagarą, można było spacerować w galerii, bądź przysiąść w kawiarni. Kuracjuszom i kuracjuszkom towarzyszyły osoby zdrowe – publicyści tamtych czasów podejrzewali, że jest ich tam zdecydowanie więcej niż chorych. Cóż, „przypadkowe” spotkanie przy kranie było dla niejednego młodzieńca niepowtarzalną szansą spotkania swej ukochanej.
Od 9 do 1 z południa Saski ogród staje się pastwą dzieci, guwernantek, bon i nianiek rozmaitego stanu i języka. Przechodnie muszą ustępować z drogi popychanym wózkom, małym welocypedystom, podrzucanym piłkom i kółkom wirującym we wszystkich kierunkach. Na ławkach zasiadają nadzorczynie, częstokroć wcale dziećmi nie zajmujące się w i bocznych alejach uprzyjemniające sobie mozolne trudy w rozmaity sposób. Od strony zaś kościoła św. Antoniego hałaśliwe tłumy niemowląt z piastunkami, zalegają przeznaczone dla nich trawniki. (Franciszek Sobieszczański, Tygodnik Ilustrowany 1869, 92,164)
Nie lada atrakcją była możliwość napicia się mleka wprost od krowy – przy braku lodówek – napoju prawie niedostępnego w mieście. Produktem tym służyła Mleczarnia otwarta w 1838, usytuowana po prawej stronie Instytutu Wód Mineralnych.
Tuż przy mleczarni znajdował się Domek Ogrodnika zwany później domkiem w kwiatach. Za Domkiem znajdowało się zaplecze, gdzie przechowywano rośliny bardziej wrażliwe na humory polskiej pogody – były to cieplarnie, oranżerie, palmiarnie – zmieniające się co jakiś czas.
Miłymi podniebieniu smakołykami służyła dzierżawiona przez Piotra Kędzierzawskiego altanka owocowa, gdzie po „bardzo umiarkowanych cenach” można było nabyć poziomki i maliny na funty bądź na porcje ze śmietanką, olbrzymie ananasowe truskawki, a także gruszki, śliwki, agrest, porzeczki, brzoskwinie, ananasy, morele, melony… Znajdowała się ona przy alejce biegnącej na skos ku bramie na wprost Zboru Ewangelickiego. Prócz altany z owocami, były jeszcze inne; w pobliżu Instytutu Wód Mineralnych sprzedawano kefir, a w głównej alei wody gazowe/mineralne w altance z wodami mineralnymi.
Przechadzają się jeszcze po ogrodzie wysłużeni wojskowi, urzędnicy, emeryci i starzy kawalerowie-kapitaliści, którzy podzieleni na właściwe sobie kółka, prowadzą dysputy, cały dzień tu przesiadują i wychodzą zaledwie na obiad. (Franciszek Sobieszczański, Tygodnik Ilustrowany 1869 92, 164) Ci jegomoście korzystali zapewnie z kiosku z gazetami w pobliżu wodozbioru.
Ulubionym miejscem przesiadywania emerytów były alejki wokół sadzawki, gdzie wspominali wojny napoleońskie i Noc Listopadową, a także dyskutowali na aktualne tematy polityczne. Sadzawka nie była tylko ozdobnym elementem ogrodu, ale ściśle łączyła się z wodozbiorem, fontanną i całym systemem wodociągów Marconiego.
Sielankę psuły groźne odgłosy wystrzałów ze strzelnicy ulokowanej w 1869 przez Klub Myśliwski przy murze pałacu Brühla. Tę aktywną rozrywkę zlikwidowano w roku 1875 ku wielkiej uldze bywalców, szukających w Ogrodzie oazy ciszy i spokoju.
1897 źródło: "Atlas Historyczny Warszawy" |
Między 13.00 a 18.00 w głównej alei i pobocznych odbywała się rewia mody. Damy przychodziły pokazać swe najmodniejsze „toalety”, mężowie przychodzili pokazać się z modnymi damami, młodzieńcy, samotni przesiadywali w ławkach komentując i poszukując wzrokiem panien przechadzających się przyzwoitkami. Kto się liczył w warszawskim świecie, ten musiał przybyć do „Letniego Salonu Warszawy”. Wygodnym miejscem obserwacji towarzystwa przebywającego w alei głównej była weranda cukierni Lessla. Najliczniej zaś przychodzono podczas zabaw dobroczynnych.
Zegarki można było regulować według dwóch sławnych urządzeń: kompasu słonecznego fundacji Antoniego Magiera, lub, znacznie bardziej dokładnie, według zegara kiosku meteorologicznego.
Blisko skrzyżowania Królewskiej z Marszałkowską, w miejscu dawnej saskiej Operalni Jakub Kubicki wystawił w I poł. XIX w. ujeżdżalnię, która miała pełnić jeszcze wiele innych funkcji. W II poł. XIX w. znajdowały się tam giełda i Zakład Leczenia Kumysem, stosujący nowatorskie terapie przeciw gruźlicy. Zarówno kupcy z poszarpanymi przy transakcjach nerwami, jak i słabi suchotnicy cenili sobie sąsiedztwo Ogrodu.
Wieczorem do Ogrodu schodzili się mieszkańcy po zamknięciu biur, kantorów, sklepów. Odbywały się przedstawienia w Teatrze Letnim. W dyskretnych miejscach przesiadywali parami najbardziej wytrwali. Wszyscy jednak musieli opuścić Ogród na wezwanie strażników, dających znać grzechotkami, że nadeszła już godzina zamknięcia.
Poszczególne części Ogrodu cieszyły się powodzeniem w zależności od pory dnia, miały też swoich ulubionych, wiernych gości. Od nich powstała większość zwyczajowych nazw alejek: alejka piastunek, literatów, emerytów, owocowa.
Rzeczony ogród jest w porze gorącej niewyczerpanym źródłem rozrywki i zdrowia, oazą świeżego powietrza i zieloności, najbardziej uczęszczaną promenadą spacerową mieszkańców Warszawy - (Fritza Wernicka opis Warszawy w 1876 r. – p. E. Charazińska, Ogród Saski, Warszawa 1979, s. 121)