Nie było u nas sprawy, która by tak obszerną wywołała dyskusyę, jak sprawa b. soboru na Placu Saskim.
Burzyć go, czy pozostawić?
Nie pomagały głosy realistów, przypominające, iż odrodzona Rzeczpospolita ma napewno tysiąc ważniejszych zagadnień od tego szczegółu życia publicznego. Dyskusya trwała dalej i trwa w dalszym ciągu, coraz to nowych powołując zwolenników i przeciwników burzenia. Żarliwość tej dyskusyi jest zupełnie zrozumiała. Sobór na Placu Saskim, w stolicy naszej przez Rosye wystawiony, godzi wprost w uczucie polskie. Rząd zaborczy stawiał te świątynię nie dla rzeczywistych potrzeb religijnych, lecz dla dokuczenia ambicyi narodowej Polaków. Stawiał ją dla uzewnętrznienia potęgi swojej państwowej, dla nadania Warszawie piętna oryentalnego. Stawiał ją rozmyślnie tak wysoką i w centrum miasta położoną, by wielkość jej i położenie przytłoczyły polsko-europejski wygląd i charakter miasta. Swiątynia ta powstała ze złego uczucia. To złe uczucie, zaklęte w kamień soboru, wywołuje afekt odwetu w masach i jednostkach polskich.
Dotychczasowa dyskusya na temat b. soboru przyjmuje dwa tylko radykalne sposoby załatwienia kwestyi: 1) zostawić sobór w całości takim, jakim jest dzisiaj. lub 2) zburzyć go do cna, ocalając jedynie mozajki zewnętrzne i wewnętrzne, jako dzieła sztuki. Zwolennicy pierwszego punktu widzenia powołują się na względy oszczędności, rozebranie bowiem tego kolosu kosztowałoby kilkadziesiąt podobno milionów marek; zwolennicy drugiego sposobu załatwienia wysuwają argumenty: godność nasza narodowa i estetyka. Nie da się bowiem zaprzeczyć, że b. sobór, jako dzieło architektoniczne, jest brzydki, zwłaszcza w górnych swoich częściach i nie tylko nie jest ozdobą miasta, ale wręcz oszpeceniem Warszawy.
Bardzo nieśmiało poruszano natomiast sposób kompromisowy wyjścia z trudności. Sposobem tym byłoby przebudowanie gmachu, takie przebudowanie, któreby usunęło wschodni bizantyjski charakter świątyni, a nadało natomiast wygląd, zgodny z tradycyami naszych pojęć o architekturze kościelnej.
Czy to byłoby możliwe? Rzecznikiem takiego kompromisowego rozwiązania kwestyi jest zaszczytnie znany architekt, p. Stefan Szyller. Czytelnik nasz ma sposobność ujrzeć ponad niniejszymi wierszami dwa rysunki: jeden z nich przedstawia wygląd obecny Placu Saskiego z soborem o dotychczasowych kształtach i z horrendalną dzwonnicą, rysunek drugi pokazuje, jak mogłaby wyglądać ta sama świątynia po odrzuceniu gargantuowych cebul nad sklepieniem kościoła i po odpowiedniem zmodyfikowaniu linii bizantyjskich. Projekt p. Szyllera nie przesądza oczywiście ostatecznego konkretnego projektu przebudowy. Chce być jednym z wlelu - i zaznacza tylko możliwość przeobrażenia architektury bizantyjskiej w budowę zgodną z naszem uczuciem artystycznem.
Jako uzupełnienie tych dwu rysunków, dajemy ponadto poniżej kilka słów wyjaśnienia, napisanych przez p. Stan. Hł., który miał sposobność o projekcie tym rozmawiać z p. Stefanem Szyllerem.
*
Zburzyć czy przebudować sobór na Placu Saskim w Warszawie? Oto zagadnienie, które stanęło przed Sejmem suwerennym, albowiem rząd Rzeczypospolitej ze względu na uwagę sprawy i rozbieżność opinii rozstrzygnięcie pozostawił ciału ustawodawczemu. W dniu 31 stycznia r. b. odbyło się posiedzenie członków sejmowej podkomisyi robót publicznych z udziałem przedstawicieli Ministeryum sztuki i kultury, Rady miejskiej, Tow. opieki nad zabytkami przeszłości, Związku budowniczych polskich i Koła architektów.
Stenogramy tego posiedzenia a raczej ankiety w sprawie soboru na Placu Saskim ogłoszono obecnie drukiem. Wypowiedziano na niej wszelkie możliwe argumenty za i przeciw burzeniu soboru, lecz względnie mało zajmowano się sprawą przebudowy tej świątyni, a nawet nie rozważano choćby w ogólnych zarysach, jak ją należałoby przebudować, żeby stała się ozdobą Warszawy. W tej ankiecie zabierał głos w sprawie przebudowy znany architekt Stefan Szyller, przedstawicie1 Związku budowniczych polskich. Przemawiał za przebudową soboru i jego argumenty są dosyć ważkie.
P. Szy1ler przyznaje, że pod względem artystycznym ten gmach jest niezaprzeczenie w stylu zupełnie obcym naszej architekturze, niezgodnym z tradycyami architektury warszawskiej i polskiej w ogóle; razi on nas swojemi formami, drażni nasze poczucie narodowe. Ale w każdym razie jest to gmach monumentalny, w którym są najrozmaitsze dzieła sztuki o wysokiej wartości artystycznej. Olbrzymie mozajki, zewnętrzne i wewnętrzne, marmury rzeźbione, kolumny, malowidła ścienne są tak ściśle związane z tym gmachem, że jeśliby go rozbierano, to z tego wszystkiego otrzymanoby tylko gruzy bezwartościowe i bezużytecznej jedynie tylko granitowe bloki i schody nadałyby się do jakiego innego użytku. Mówi się, że sobór tak łatwo zburzyć. Otóż to nie tak łatwo zburzyć taki gmach ogromny i tak monumentalnie zbudowany, który Moskale budowali z największą starannością, używając najdroższych, najlepszych materyałów, łącząc na wyborowy cement i żelazo. Przecież ten gmach jest obecnie jak skała jednolity. Rozbiórka tego gmachu to trudne zadanie. Ażeby jej dokonać, trzeba byłoby zrobić najpierw techniczny projekt samej rozbiórki, skonstruować kolosalne podług niego rusztowania, a rozbiórka trwałaby lata. Zburzenie soboru, według obliczeń zeszłorocznych, kosztowałoby 15 milionów marek, a wartość soboru wynosiła mniej więcej 80 milionów marek, razem więc do 95 milionów. Obecnie te cyfry należałoby podwoić. Przypuszczając, że wartość granitów i płyt marmurowych, otrzymanych z rozbiórki i zdatnych do użytku dalszego, pokrywa część tych 95 milionów, otrzymamy, że 25 tysięcy metrów kubicznych bezużytecznego gruzu kosztować nas miało przed rokiem jakie 50 do 60 milionów, a dziś prawdopodobnie dwa razy tyle.
W ankiecie sejmowej p. Szyller powołał się jeszcze na to, że wojsko potrzebuje garnizonowego kościoła i że wogóle kościołów w Warszawie za mało, bo w ciągu całego wieku przybyło ich zaledwie 5 do 6. Kościół katolicki od początku swego istnienia nie burzył, lecz adoptował na swe potrzeby najrozmaitsze budynki, nawet pogańskie świątynie. Zdaniem p. SzylIera ten sobór, który Moskale zbudowali, by był potężnym pomnikiem ich przemocy nad nami, powinien pozostać potężnym i wiecznym pomnikiem naszego tryumfu, tryumfu Polski nad Rosyą. pomnikiem naszej wolności. I dlatego sobór, naturalnie odpowiednio przerobiony, powinien pozostać. Cebulaste kopuły, które nas najbardziej rażą, powinny być usunięte; gmach, zbudowany przez Rosyan, powinien otrzymać uwieńczenie przez nas zbudowane. Myśl polska powinna tym sposobem niejako przypieczętować dzieło naszych wrogów. Bez niszczenia dzieł sztuki, zawartych w soborze, bez zasługiwania u świata na miano barbarzyńców, damy w ten sposób wyraz naszej polskiej mocy nad potęgą niedawnych naszych ciemięzców.
Tezy powyższe p. Szyllera, jako też inne Jego dowodzenia, rozwinięte w ankiecie sejmowej, pobudziły nas do osobistego rozmówienia się z nim w tej sprawie, tak bardzo obchodzącej całą opinie pod względem artystycznym. Zadaliśmy mu wprost pytanie:
- Jak pan wyobraża sobie przerobiony sobór?
W odpowiedzi na to p. Szyller wyjął z biurka i pokazał nam odręczny szkic soboru, przerobionego na kościół, zaznaczając, że nie uważa go za ostatnie słowo w rozwiązaniu tego trudnego zadania, ale za dowód, że można zmienić charakter moskiewsko-bizantyjski tej budowli, wynikający z kultury zachodniej, do której Polska należy.
Podając do oceny czytelnikom szkic p. Szyllera w zestawieniu z obecnym soborem, pozwalamy sobie wyrazić sąd, iż szkic ten istotnie świadczy o możliwości szczęśliwego rozwiązania zagadnienia przeróbki. Sobór bowiem nie jest w całości rosyjsko-moskiewski. P. Szyller zwrócił uwagę naszą, że plan świątyni wewnątrz jest bizantyjski, znany w Europie zachodniej, szczegóły dolnej budowy soboru są głównie romańskie, więc zachodnio-europejskie; uwieńczenie natomiast budowli liniami łukowemi z pięcioma cebulastemi kopułami i innymi mniejszymi szczegółami są rosyjskie, a właściwie moskiewskie. Należy więc usunąć te zewnętrzne rosyjsko-moskiewskie motywy, które nas wszystkich rażą, a zachować romańskie, które są przeważnie dużej wartości. Drogą przebudowy powstały pierwszorzędne dzieła sztuki architektonicznej, jak np. kościoły Notre Dame w Paryżu, św. Stefana w Wiedniu, katedra w Akwizgranie i wiele świątyń we Włoszech, Francyi, Hiszpanii i innych krajach. Dlaczegóżby w Polsce nie mogło nastąpić to samo? Te miliony, które mamy wydać na burzenie, lepiej wydać na przeróbkę, bo zamiast kupy gruzów otrzymamy gmach nowy wartości pół miliardowej.
Być może, że oprócz pomysłu p. Szyllera pojawią się jeszcze inne, równie szczęśliwe pomysły architektoniczne. O ile sobór nie będzie zburzony, lecz pomyślnie przerobiony, stolica zyska wartościową świątynię, górującą artystycznie nad miastem. Po zniesieniu zaś dzwonnicy pozostałby znaczny plac na wszelkie parady wojskowe i obchody narodowe. A zatem - zburzyć czy przebudować sobór? Oto zagadnienie, stojące przed sejmem i narodem.
Stan. Hł.