Ostatni pomazaniec
Gdy Mikołaj wyjechał, pusto się jakoś zrobiło w Warszawie, car był przecież wspaniałą ozdobą każdego balu. Tancerzem był wyśmienitym, choć politykiem marnym i łatwo ulegającym wpływom. To na jego dworze panoszył się przecież niebezpieczny mnich – Grigorij Rasputin. To za rządów Mikołaja, imperium aż dwa razy (1905, 1917) stanęło w ogniu.
Gdy więc Mikołaja zabrakło w Warszawie, zgasły wszystkie lampiony, zwiędły kwiaty na pośpiesznie zasianych rabatach, wyblakły sztandary, pokruszyły się gipsowe biusty...
Za kilkanaście lat (1913), z niesłychaną pompą obchodzono trzechsetlecie panowania dynastii Romanowów, rok później wybuchła wielka wojna. Ludzie z Rosji rzucali ikony pod koła pociągów jadących na front.
"Nie zgadzaj się na żadną konstytucję” – ostrzegała męża Aleksandra Teodorowna.
"Postanowiłem zrzec się tronu. Aby ocalić Rosję" – odpowiedział car.
Ale Rosji nic już nie mogło ocalić. Podobnie jak Mikołaj i jego bliscy, coraz szybciej zmierzała ku swojemu przeznaczeniu, niosąc tym samym wolność dla Polski.
Los Rosji i jej ostatniego pomazańca miał się niebawem dopełnić w sposób wyjątkowo tragiczny. Męczeńska śmierć carskiej rodziny w domu Ipatiewa w Jekaterynburgu wstrząsnęła całym cywilizowanym światem.